Martwa natura ze starym małżeństwem
* * *
Piękni i wolni jak żaglowce
opuszczamy z podniesionym czołem
zatokę minionych udręk.
Szczęśliwi, nie liczymy
chwil, fal i rybich grzbietów,
zanurzeni po uszy w teraz
króciutkim jak pluśnięcie.
Przed nami ból nieznany,
prawdopodobne burze,
tępa cisza rozpaczy.
Wąska smuga światła oddziela
bezpowrotne od niewiadomego,
czepiamy się tej smugi,
jedynej deski ratunku.