1999

Może całe te spory, którymi nasz wiek
wymościł sobie gniazdo, wkrótce się nie zdadzą
psu na budę, najwyżej diabłu na kubraczek
i to kusy, że ogon się nie schowa.

Lękaliśmy się wschodnich oparów i jadów,
tymczasem pewnie pożre nas głodne południe,
w imię proroka, albo kromki chleba,
lub całkiem bezimiennie, motyką w tył czaszki.

Lękaliśmy się własnych, trujących wyziewów
i nie bez racji, ale czym jest pamięć
starych grobów, gdy ciągle rosną nowe,
pełne świeżego armatniego mięsa
Ze świecą szukać w świecie trzech młodzianków,
którzy by chcieli uczyć się na błędach.

A były jeszcze stwory, którym wyobraźnia
nie sprostała, przebrane za niewinne sprzęty,
w chromach, reklamach, uchwytach, guziczkach.
Władcy umysłów, tych lękali się nieliczni,
choć nie wiadomo, jaką winni budzić grozę

Ale to prawie koniec, jeśli tak naprawdę
nie nastąpił już wcześniej. Jeden diabeł -
postać komiczna z obrzeży folkloru -
wie, kto mu nowy zaczyna szyć ornat,
słodko gaworząc i śliniąc grzechotkę.