Lament bezdzietnej

Mają mi za złe pustkę, jałowość żywota,
od wieków plotą brednie, ślepi, głusi.
Dawno przecież poczęłam bestię, czarci płód:
wojna tkwi we mnie, wszystkie wojny,
odrąbane ramiona, puste oczodoły,
śliskie, błyszczące kiszki szukające ujścia,
dzieci z połową twarzy i wyjące matki,
którym nic nie pomoże, śmierci litościwej
wołające na zgliszczach.

W żadnym zakątku świata nie jestem bezpieczna,
dopaść mnie może Aleksander Wielki,
Napoleon, Attylla, Dżyngis Chan, Pol Pot,
Czarne Pantery albo Czerwone Brygady.
Dźwigam w swym brzuchu wojnę, wychowuję wojnę,
ona rośnie, drapieżna, ostrzy sobie zęby
na każdy nieopatrznie poczęty zarodek,
który jej trzeba będzie oddać na pożarcie.