Monolog pod słońcem
najjaśniejsza gwiazdo
jak dobrze leżeć u twych stóp
chwilowo nie mam ci za złe
że połkniesz moich nastąpców
za ileś milionów lat
i tak wtedy nie będę zbiorem
w ścisłych granicach ektodermy
kości się skruszą geny sie rozproszą
duch może będzie latał
jak wektor swobodny
a może skończy smutnie
między bajki włożony
muszę brać to co jest
wasza najjaśniejszość
świeczkę ogarek nadłamany ząb
a blasku tylko tyle
żeby nie oślepnąć
tak nakazuje rozum
nie inaczej
tobie też nie jest lekko
promienny tyranie
twoja przyszłość też jest mgławicą
równaniem z niewiadomą
garścią fotonów i gwiezdnego pyłu
sztuka współżycia z tobą:
ogrzać się i nie spłonąć
zachować dystans bezpieczny
nie wybiegać przed szereg
nocnych strachów
wierzyć w słoneczne perspektywy
dla mnie dla ciebie dla nas